Wróciło poważne granie! Śląsk i King zagrają o Superpuchar

Wszyscy ostrzyliśmy sobie zęby na powrót polskiej koszykówki na najwyższym poziomie. Doczekaliśmy się! Cztery ekstraklasowe zespoły w sobotę ruszyły do rywalizacji o Superpuchar Polski, z kolei pozostała dwunastka szykuje się już na 1. kolejkę zmagań w ramach Orlen Basket Ligi.

Na godzinę 15:30 zaplanowano starcie aktualnych mistrzów z wicemistrzami Polski. Przedsmak tego pojedynku rozegrano kilka dni wcześniej, gdy obie ekipy zmierzyły się w Sopocie, ale jeszcze w formie przedsezonowego sparingu. Wtedy o wyrównanej rywalizacji nie było mowy. Podopieczni trenera Arkadiusza Miłoszewskiego wygrali w Ergo Arenie aż 92:68! I to bez Tony’ego Meiera, który pojawił się w protokole meczowym, ale w meczu nie zagrał.

Początek sobotniego półfinału delikatnie zapowiadał, że może dojść do powtórki ze sparingu. Szczecinianie zaczęli „z wysokiego C”! Minęło siedem minut, a koszykarze Trefla zdołali zdobyć zaledwie dwa punkty. W końcu mistrzowie Polski złapali rytm w ofensywie, ale wciąż mieli do odrobienia sporą stratę. Zresztą, pierwszą połowę zakończyli, mając na koncie zaledwie 27 punktów, co dawało jasny sygnał do poprawy tego elementu gry.

I tak też się stało! Sopocianie tylko podczas trzeciej kwarty zdobyli więcej oczek niż podczas poprzednich 20 minut. Sęk w tym, że pozwolili rywalom na podobną zdobycz… Przewaga wciąż wynosiła kilka punktów. Nudno jednak nie było. Mistrzowie Polski na początku ostatniej odsłony spotkania przegrywali już tylko 65:66! Teraz wiemy, że dla Trefla to był najbardziej optymistyczny moment. Sopocianie nie zdołali odrobić całej straty, a tym samym to King awansował do niedzielnego finału.

Co prawda podopieczni trenera Żana Tabaka przegrali, ale dwóch z nich zaliczyło naprawdę dobry występ. To Polacy – Jarosław Zyskowski oraz Jakub Schenk. Pierwszy zdobył aż 26 punktów, jednocześnie trafiając 6 trójek przy 100-procentowej skuteczności. Z kolei MVP ostatniej serii finałowej zaliczył double-double: 11 oczek oraz 10 asyst. Wśród zwycięskiej ekipy trudno wyróżnić jedną konkretną postać. Ten sukces miał wielu autorów.

O 18:30 rozpoczęło się starcie pomiędzy Legią Warszawa a Śląskiem Wrocław. To, które było zapowiadane jako mniej wyrównane. Ale czy na pewno? W tym meczu dwucyfrowa przewaga pojawiła się dopiero podczas kwarty numer trzy. Wcześniej na kilkupunktowym prowadzeniu był głównie WKS. Kibice oglądający ten mecz z trybun mogli oklaskiwać popisy Isaiaha Whiteheada – tego, o którym mówiło się, że nie zaprezentował w Polsce całej gamy swoich umiejętności. Coś w tym jest! Amerykanin długo był bezbłędny – w kwadrans zdobył dla Śląska 17 punktów, nie myląc się ani razu.

W pierwszej połowie na prowadzeniu byli częściej wrocławianie. Po zmianie stron – wyłącznie oni. „Legioniści” zbliżyli się w końcu na cztery oczka różnicy, jednak przez ostatnie dwie minuty bazowali na rzutach trzypunktowych. Żaden z nich nie znalazł drogi do kosza, a Śląsk wygrał w radomskiej hali 77:70.

Jakieś pojedyncze wnioski dotyczące konkretnych koszykarzy? Wśród Legii – Mate Vucić wciąż ma „czutkę” do zbiórek, Shawn Jones ponownie ma to coś, a Jawun Evans jeśli zdrowy, to solidny. Kameron McGusty miał 1/11 z gry, ale to chyba nie jest powód, by już szukać kogoś na zastępstwo. Śląsk? Wyglądał znacznie lepiej niż dotychczas! Isaiah Whitehead to przykład oczywisty, ale i druga część tego „duetu”, czyli Jeremy Senglin, zasłużył w sobotę na pochwałę. Kibiców prawdziwie rozkochał w sobie Kenan Blackshear. Trudno go przypisać do jednej pozycji i funkcji, ale… to jego zaleta! Finałowe starcie Śląsk kontra King w niedzielę od godziny 17:30.