„Ile jeszcze zostało?” – usłyszałem pytanie, które kierował jeden młodziutki kibic Górnika do drugiego. Oni naprawdę czekali na ten mecz! Zresztą, przedstawicieli Wałbrzycha już dawno nie widzieliśmy w Pucharze Polski, prawda? W czwartkowy wieczór w Sosnowcu stawili się tak licznie, że śmiało mogli podśpiewywać, że grają jak u siebie.
Najwyraźniej koszykarze Górnika tego hasła nie podzielali, bo na sosnowieckie obręcze rzucało im się wyjątkowo trudno… Zresztą, obie drużyny męczyły się ze zdobywaniem punktów. Nie pomagały nawet okazje z linii rzutów wolnych. Górnik w pewnym momencie miał pod tym względem 0/5! Ale i Legia miała swoje przestoje w ataku. Był okres, gdy „Legioniści” nie zdobyli żadnych punktów przez pięć minut!
I to właśnie wtedy wałbrzyszanie po raz pierwszy objęli prowadzenie. Ten okres, gdy Górnik był górą, nie trwał natomiast zbyt długo. Przełom pierwszej i drugiej kwarty to w wykonaniu Legii kapitalny zryw w postaci serii 9:0! Ona z kolei zdołała utrzymać swoją przewagę. Do zakończenia pierwszej połowy nie pozwoliła Toddrickowi Gotcherowi na choćby jeden celny rzut na koncie, a w ogóle swoich rywali z Wałbrzycha zatrzymała na jedynie 28 punktach.
W trzeciej kwarcie Górnik często bazował na indywidualnych popisach Alterique’a Gilberta i Ike’a Smitha. Brakowało z kolei trafień Toddricka Gotchera. Amerykanin frustrował się i frustrował. Zupełnie nie mógł złapać rytmu. Jak bardzo był potrzebny swojej drużynie? Niech potwierdzi to sytuacja już z kwarty numer cztery. Najpierw 31-latek swoją celną trójką zmniejszył stratę Górnika do raptem jednego oczka, rozpalił nadzieję wśród kibiców, by dosłownie w kolejnej akcji usłyszeć z trybun… wspólny przejaw rozczarowania, gdy piłka bodajże nie dotknęła nawet obręczy. Od euforii do smutku.
Legia w czwartkowym spotkaniu lepiej rzucała z dystansu. Lepiej także dzieliła się piłką. Przede wszystkim – była na prowadzeniu przez ponad 31 minut! Ale Legia tego meczu nie wygrała. Wygrał Górnik – 73:72. To efekt między innymi tego, że „Legionistów” ponowna niemoc w ataku dopadła w samej końcówce. Licznik zatrzymał się przy 69 punktach na ponad trzy minuty – od stanu 69:65 dla Legii do 73:69 na korzyść wałbrzyszan. To „tylko” ośmiopunktowa seria, ale również taka, która zmieniła optykę. To Legia musiała gonić, chcąc awansować do półfinału. Na niewiele zdały się trafienia Vucicia i Pluty. Zawodnicy Górnika zdołali wybronić ostatnią akcję i rozpoczęli świętowanie. Jeśli pokonają również Start, to za dwa dni będą szykowali się do wielkiego finału Pekao S.A. Pucharu Polski.