Tevin Brown również „zbyt dobry” na PLK? Co za występ, Start w półfinale!

Właśnie od pojedynku Startu Lublin z Dzikami Warszawa rozpoczął się tegoroczny Pekao S.A. Puchar Polski. Z trybun zdecydowanie większe wsparcie otrzymywał klub dopiero debiutujący w turnieju, ale – akurat w przypadku początku tego meczu – nie miało to przełożenie na grę ich ulubieńców. Pod względem czysto koszykarskim lepiej wyglądali lublinianie. Chętnie dogrywali piłki do Tyrana De Lattibeaudiere’a, a ten korzystał z kolejnych okazji. Już po pierwszej kwarcie miał na koncie 12 punktów!

Start oczywiście nie ograniczył się do jednego rozwiązania. Podopieczni trenera Wojciecha Kamińskiego świetnie radzili sobie również z dystansu, a szczególnie gdy ich skuteczność zestawimy ze skutecznością Dzików. Te trafić zza łuku po prostu nie mogły. Udało się dokładnie za dziesiątą próbą! Autorem rzutu – Piotr Pamuła, który za dwa dni wystąpi tutaj w konkursie trójek.

Mniej więcej w połowie trzeciej kwarty Dziki traciły do Startu zaledwie dwa oczka. To chyba wtedy wśród kibiców w Sosnowcu po raz pierwszy pojawiła się myśl, że niedawny beniaminek faktycznie może sprawić niespodziankę. Sytuacja była o tyle zmienna, że ekipa Krzysztofa Szablowskiego przegrywała już nawet różnicą 19 punktów! To, że Dziki finalnie objęły prowadzenie, to w dużej mierze efekt dobrej gry Johna Fulkersona, który wyraźnie „obudził” się podczas drugiej połowy. Amerykanin złapał jednak trzecie przewinienie, ale jego koledzy z drużyny i tak podtrzymali odpowiedni rytm.

Początek czwartej kwarty to znów dwucyfrowe prowadzenie lublinian. I tak jak w pierwszej połowie dominował wspomniany De Lattibeaudiere, tak po zmianie stron zdecydowanie najlepszy był Tevin Brown. I to wszystko pod „nieobecność” duetu Lecomte & Ramey. Gdy ci mieli trzy punkty na koncie (łącznie!), Brown miał już… 34!

Z czasem zza łuku trafił także Nikola Radicević, czyli rozgrywający Dzików. Jeśli ktoś nie był fanem tego zawodnika jeszcze za czasów Trefla, to i po zmianie barw nie przekonał się do Serba. Spudłował pierwsze cztery trójki, trafił przy okazji piątej próby, ale Dziki wciąż przegrywały, a czasu było coraz mniej. Co ciekawe, Start rozgrywał końcówkę czwartkowego spotkania już bez swojego najlepszego zawodnika na parkiecie. Może Tevin Brown już zbierał siły na sobotni półfinał?

W kolejnej fazie turnieju meldują się lublinianie, Dziki z kolei wracają do domu. Co ciekawe, oba zespoły zaliczyły identyczną liczbę asyst i strat – odpowiednio: 20 i 14. Warto też odnotować, że Dziki oddały o 13 rzutów więcej! W takim razie, skąd ta dziesięciopunktowa przewaga Startu na koniec meczu (93:82)? Skuteczność, skuteczność i jeszcze raz skuteczność.