Widoczny na zdjęciu Remon Nelson ma obecnie ogromne powody do uśmiechu. Można powiedzieć, że rzutem na taśmę uratował Kotwicę i wygrał dla niej mecz – wydawałoby się, że już przegrany. Ale po kolei.
Sporo dzieje się nie tylko wokół ekstraklasowego Śląska, ale i tego pierwszoligowego. Tam sytuacja jest nawet jeszcze trudniejsza, bo zespół spośród dziewięciu spotkań wygrał zaledwie dwa – i to niejako już po zmianie trenera. Przypomnijmy – WKS rozpoczął sezon z Radosławem Hyżym za linią boczną, jednak z nim kontrakt rozwiązano w połowie października. Drużynę przejął Maciej Maciejewski, czyli dotychczasowy asystent. Z nim jako pierwszym trenerem Śląsk cieszył się ze zwycięstwa dwukrotnie: nad ŁKS-em i HydroTruckiem.
22 listopada oficjalnie dowiedzieliśmy się, że od tej pory szkoleniowcem pierwszoligowców będzie Marek Popiołek. Kibice przyjęli tę informację raczej z entuzjazmem. Część z nich zapewne widziałoby tego 35-letniego trenera nawet w pracy z ekstraklasowym Śląskiem. Marek Popiołek ruszył jednak z nową drużyną na północ Polski, gdzie czekały dwa wyzwania – w Kołobrzegu i Koszalinie.
Warto także podkreślić, że pierwszoligowy Śląsk został rozbudowany nie tylko o nowego trenera, ale i dwóch nowych zawodników. Kontrakt z WKS-em podpisali Filip Stryjewski, który rozstał się z MKS-em, oraz Samajae Haynes-Jones. I choć klub tego nie potwierdził, to można przypuszczać, że za nowym pracodawcą będzie musiał rozejrzeć się Teemu Suokas. Dla dwóch obcokrajowców w jednym pierwszoligowym zespole miejsca nie ma.
W środę wrocławianie rywalizowali z Kotwicą. Już pierwsza połowa potwierdziła, że Marek Popiołek faktycznie wpłynął na swoją nową drużynę, która tym razem nie odstawała od swoich rywali. Ba, po 20 minutach była na prowadzeniu – 41:35! W oczy rzucali się przede wszystkim dwaj gracze – Szymon Nowicki i wspomniany już Samajae Haynes-Jones. Ten pierwszy ostatecznie ustanowił swój nowy rekord w tym sezonie, notując double-double (15 oczek, 12 zbiórek). Z kolei Amerykanin był jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą postacią na parkiecie. A to wszystko kilka godzin (!) po ogłoszeniu jego transferu do Śląska Wrocław.
Optymistycznie było jednak tylko do pewnego momentu. Trener Popiołek nawet na 53 sekundy przed końcem spotkania mógł po cichu liczyć, że wrocławski debiut będzie wspominał od razu jako zwycięstwo. Przecież Śląsk wygrywał dziewięcioma oczkami! Wygrywał, aż nadeszła lawina błędów. Remon Nelson dość łatwo minął przeciwnika, zdobył dwa oczka, ale to był dopiero początek tej serii. Później wrocławianie zaliczyli stratę, a w kolejnej akcji Nelson trafił za trzy. 66:70! Minęło kilka sekund i Śląsk znów stracił piłkę, tym razem jednak karą były dwa punkty Filipa Zegzuły. Na 11 sekund przed końcem wrocławianie przenieśli posiadanie na drugą stronę boiska, jednak pomylili się (?) przy wznowieniu. A może właśnie to nie była pomyłka? Z dostępnego ujęcia kamery wygląda to tak, jakby Haynes-Jones specjalnie uniknął kontaktu z piłką, będąc przekonanym, że jako ostatni dotknął ją Damian Pieloch, czyli zawodnik „Kotwy”. Sędziowie jednak przyznali piłkę właśnie Kotwicy, a ta znów wykorzystała okazję. Kluczowa akcja należała do Remona Nelsona, który zdążył wykonać trzy kozły i trafić z dystansu. Kołobrzeżanie prowadzili już 71:70! Śląsk miał jeszcze swoją szansę, ale… ponownie zanotował stratę i w ten sposób przegrał mecz w Kołobrzegu.
Dla „Czarodziejów z wydm” było to trzecie zwycięstwo z rzędu. Dzięki tej serii podopieczni trenera Rafała Franka awansowali na drugie miejsce w tabeli. To tylko pokazuje, jak bardzo pierwszoligowa tabela jest niemiarodajna na tym etapie sezonu. Dlaczego? Bo gdy w poprzedni poniedziałek dyskutowaliśmy na temat sytuacji Kotwicy w Strefie Chanasa, to ta była… SIEDEMNASTA w tabeli! Przeskok o piętnaście pozycji w dziewięć dni? To chyba jakiś rekord!
Kołobrzeżanie nie mają dużo czasu na regenerację. Już w sobotę zmierzą się u siebie z „Kociewskimi Diabłami”. Jednak jeszcze mniej odpoczynku mają przed sobą podopieczni trenera Marka Popiołka, którzy podjęli się wyjątkowego wyzwania – nawet jak na warunki pierwszoligowe. Chwilę przed godziną 20:00 w środę skończyli rywalizować z Kotwicą, a za niecałe 24 godziny (g. 19:00) rozpoczną w Koszalinie swoje starcie z Żakiem. „Zdążą dojechać” – takimi słowami można określić przerwę pomiędzy jednym a drugim spotkaniem. A Samajae Haynes-Jones po środowym meczu już chyba wie, że w pierwszej lidze wideoweryfikacja nie obowiązuje. Trzeba liczyć tylko na siebie.