Śląsk i Stal – od święta do święta. Tym razem w lany poniedziałek, choć… lania nie było

Tak się składa, że przedstawiciele Śląska i Stali mogą sobie wzajemnie udzielać porad, jak połączyć czas z rodziną przy stole z rytmem treningowym. Właśnie te drużyny co rusz rywalizują ze sobą przy okazji świąt. Dla przykładu – w ubiegłym roku zagrały ze sobą najpierw w Poniedziałek Wielkanocny, a później na dwa dni przed Wigilią Bożego Narodzenia. Aby tradycji stało się zadość, tym razem ostrowianie odwiedzili Wrocław właśnie w lany poniedziałek.

Ci po pierwszej połowie mogli mieć pretensje przede wszystkim do siebie. Nie dość, że pozwolili gospodarzom na zdobycie aż 49 punktów, to sami nie mogli złapać odpowiedniego rytmu w ataku. Stal miała jedynie 16% skuteczności zza łuku, z kolei tylko Anthony Roberts i Siim-Sander Vane: łącznie 2/11 z gry. Ostrowianie mieli także kłopot z zatrzymaniem Emmanuela Nzekwesiego. Dla Holendra to był powrót do gry po trzytygodniowej przerwie, a i tak jeszcze przed zmianą stron otarł się o double-double. Finalnie zakończył spotkanie, mając na koncie aż 23 punkty i 12 zbiórek.

Prawie cztery tysiące kibiców zgromadzonych w Hali Stulecia doświadczyło emocji, ale głównie po przerwie. „Stalówka” zaczęła stopniowo odrabiać straty. I choć po meczu wiemy, że nie zdołała tego zrobić w pełni, to w czwartej kwarcie faktycznie napędziła strachu rywalom. To znaczy: kilkukrotnie zbliżyła się na odległość raptem jednego posiadania.

Najciekawiej było w końcówce. Na mniej niż minutę przed syreną Śląsk wygrywał 88:85, a przy próbie minięcia Daniel Gołębiowski wyraźnie wszedł w kontakt z rywalem, by niedługo później stanąć na linii rzutów wolnych. Tak też się stało, dzięki czemu WKS powiększył przewagę. Zresztą, „Gołąb” odrodził się niczym feniks z popiołów! Tydzień temu rzucił 15 punktów Spójni, a w poniedziałkowy wieczór – 13 w meczu ze Stalą. Po przerwie na żądanie trenera Andrzeja Urbana jego podopieczni zdobyli dwa oczka, ale potrzebowali jeszcze kolejnych trzech. Okazja nadeszła już przy najbliższej akcji, bo Anthony Roberts udanie przechwycił piłkę, ale… nie wykończył całkiem dogodnej sytuacji. Trudno o łatwiejszą! Chociaż… Z czasem, w podobnej znalazł się także Jalen Riley. On również nie wykorzystał szansy, co tylko potwierdziło, że najwyraźniej Śląsk bardziej zasłużył na świąteczne zwycięstwo.

W ten sposób zakończyła się 26. kolejka Orlen Basket Ligi. Śląsk znajduje się teraz na 8. miejscu, które na koniec gwarantowałoby udział w fazie play-in. Z kolei Stal wciąż jest w pozycji, która niczego nie przekreśla. W teorii, ostrowianie mają raptem dwie wygrane więcej niż ostatni w tabeli MKS. Z drugiej strony – gdyby „Stalówce” dodać obecnie właśnie dwa zwycięstwa, to ta… zameldowałaby się w fazie play-in kosztem Dzików Warszawa! Jak widać – jest o co walczyć.