Dobiegł końca drugi dzień Pekao S.A. Pucharu Polski. Skoro pojedynek Kinga z Treflem nie dostarczył kibicom wielkich emocji, to tym bardziej zacierano ręce na starcie Anwilu ze Śląskiem. A w tym spotkaniu faktycznie się działo! „Anwil wciąż jest groźny i liczy się w walce o wygraną” – taka myśl towarzyszyła mi tak naprawdę przez całe spotkanie. Bo nawet gdy Śląsk dobił do dwucyfrowej przewagi, to włocławianie swoimi akcjami zmniejszyli stratę do ledwie czterech oczek. Można tylko gdybać, co by było, gdyby WKS nie pozwolił rywalom na świetną serię i przed zmianą stron prowadził nie czterema, a czternastoma (!) punktami.
Kibice Śląska po pierwszej połowie mogli mieć jednak kłopot ze sformułowaniem innych pesymistycznych przemyśleń. Ofensywne akcje w wykonaniu wrocławian były naprawdę płynne, a wszystko nie kręciło się tylko wokół jednego zawodnika. Widać to także w statystykach pomeczowych. Senglin, Ponitka, Nzekwesi, Penava – wszyscy czterej zdobyli od 13 do 19 punktów. Były także wybory nieoczywiste. Trzecią kwartę trener WKS-u zaczął piątką z Błażejem Kulikowskim, którego wcześniej w ogóle nie było na parkiecie, z kolei w dogrywce przekonał się z powrotem do Adama Waczyńskiego, który wcześniejsze fragmenty spotkania obserwował głównie z ławki.
Co działo się po drugiej stronie boiska? Do gry wrócił Luke Nelson, choć tylko na 11 minut. A może aż? Kapitalny występ zaliczył Justin Turner – zaczął jako rezerwowy, by finalnie być najjaśniejszą postacią wśród Anwilu. Po meczu niewiele się mówi nt. P.J.’a Pipesa, ale i on trafiał w istotnych momentach. W takim razie do tego grona należy doliczyć Nicka Ongendę, który był i efektywny, i efektowny. Swoimi wsadami faktycznie zachęcał pozostałych do dalszej walki.
A było o co walczyć! Na 24 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry „Rottweilery” ponownie doprowadziły do remisu. Trener Aleksandar Joncevski sięgnął po time-out, ale zawodnicy Anwilu odpowiednio wybili z rytmu swoich przeciwników – najpierw wykorzystali ostatnie bezkarne przewinienie, a później skutecznie wybronili ewentualną akcję na zwycięstwo Śląska. Dogrywka!
Anwil zaczął ją lepszym stylu i tak też skończył. Minęło trzy i pół minuty, a przewaga wynosiła już siedem oczek. Wrocławianie tym samym doświadczyli zgoła innej sytuacji niż przez resztę meczu – musieli gonić! Trzeba było szukać innych rozwiązań. W tym szaleństwie i pogoni WKS jednak się odnalazł. WKS, a przede wszystkim Marcel Ponitka, który dołożył jeszcze dwie trójki. Do sobotniego konkursu został natomiast zgłoszony Adam Waczyński i być może tylko on spośród wrocławian obejrzy mecze półfinałowe w Arenie Sosnowiec. W 2025 roku Śląsk Pucharu Polski nie zdobędzie. Ćwierćfinał dla Anwilu – 99:93!