4 kwietnia 2025 roku Aleksandar Joncevski i Roberts Stelmahers spotkali się raz jeszcze. „Raz jeszcze” to znaczy po prawie czteromiesięcznej przerwie, gdy obaj dopiero rozpoczynali obecny sezon w Polsce. 44-letni Macedończyk debiutował jako trener WKS-u, z kolei Łotysz po kilkuletniej przerwie wrócił wówczas do Słupska.
W grudniu górą był Śląsk, który wygrał 72:63. Patrząc na aktualne bilanse obu ekip, Czarni w piątkowy wieczór walczyli nie tylko o kolejne ligowe zwycięstwo, ale i ewentualne odrobienie strat z pierwszego starcia. Przed rozpoczęciem meczu można było domyślać się, że wiele zależeć będzie od Lorena Jacksona. W końcu WKS musiał radzić sobie bez swojego prawdopodobnie najlepszego obrońcy w postaci Marcela Ponitki. Ten zapewne nieco bardziej powstrzymałby rozgrywającego Czarnych. A tak? Amerykanin robił, co chciał. Z Wrocławia wyjechał jako zdobywca – uwaga – 27 punktów. Jednak Śląsk też miał w piątek swojego wyraźnego lidera. Emmanuel Nzekwesi! 27-latek absolutnie zdominował strefę podkoszową, raz nawet trafił z dystansu. Podsumowując – Śląsk miał swojego Nzekwesiego, Czarni – Lorena Jacksona.
Po 20 minutach prowadzili słupszczanie. Lepiej dzielili się piłką, byli skuteczniejsi zza łuku. Gospodarze z kolei nie wykorzystali swoich trzypunktowych okazji, czasem mimo zupełnie otwartych pozycji. Czarni tym samym pozostawali na prowadzeniu, aż do końcówki trzeciej kwarty, gdy to Śląsk złapał odpowiedni rytm.
Kluczowy moment nadszedł dopiero później. Do końca spotkania pozostało niecałych pięć minut, lokalni kibice mieli powody do radości po trafieniu Justina Robinsona, lecz… tylko przez chwilę. Amerykanin za sprawą problemów zdrowotnych nie był w stanie samodzielnie opuścić parkietu. I choć przez dotychczasową część spotkania dla Śląska był jednym z wielu, to z gry wypadł jednak podstawowy rozgrywający. Dla fanów WKS-u nie brzmiało to dobrze, zwłaszcza pod nieobecność Marcela Ponitki.
Gra wrocławian posypała się. Z jakże korzystnego 76:71 do 76:79. Mimo tego Śląsk odzyskał prowadzenie i wydawało się, że pozostanie tak aż do końca. Innego zdania był Quincy Ford! Zaliczył kluczowe trafienie, raz jeszcze obejmując przewagę dla swojego zespołu. Trener Śląska zareagował przerwą na żądanie, jednak po powrocie na parkiet Śląsk pierwszym podaniem… cofnął się na własną połowę. Wrocławianie musieli faulować. Padło na Steina, ten dołożył dwa celne rzuty wolne, a w ostatniej akcji z dalekiego dystansu nie trafil Macio Teague. Zresztą, były gracz Czarnych.
Roberts Stelmahers skutecznie zrewanżował się macedońskiemu szkoleniowcowi. Wraz z Czarnymi zaliczył piąte zwycięstwo z rzędu (85:82), a do pełni szczęścia zabrakło słupszczanom jedynie większej przewagi, poprzez którą odrobiliby stratę z pierwszego meczu. Sam bilans mają jednak lepszy niż wrocławianie – na sześć kolejek przed końcem mogą z optymizmem spoglądać w kierunku fazy play-off. Śląsk z kolei do szóstego miejsca traci już dwie wygrane.