NBA: Wojowanie na ekranie, czyli FANTOMY DNIA DZIĘKCZYNIENI

Za nami około jedna czwarta 79.sezonu najdoskonalszej z lig koszykarskiego świata. Skłania to do pierwszych wniosków i wstępnych ocen. Tak 30 zespołów, jak setek graczy. Trzeba być jednak w tym, nad wyraz wstrzemięźliwym. 

Określenie fantom jest wieloznaczne. To zjawy, widma, mary. Także coś niezgodnego z rzeczywistością. Wytwór wyobraźni. Wreszcie stan skrajnej nietrzeźwości umysły, pozbawiający kontaktu z realiami. Wszystko to nam pasuje. Tematycznie i kontekstowo. 

Ostatnie znaczenie może najmniej. Choć piszący te słowa, poznał na początku dziennikarskiej drogi, niejednego z przedstawicieli mediów, którzy relacjonując mecze koszykówki, nigdy nie mówili o ich częściach: że minęła kwarta. Raczej stwierdzali – jakby z lubością, iż za nami “kolejna ćwiartka”. Pomówieniem byłoby oczywiście, podejrzenie tych zacnych reprezentantów drugiego z najstarszych zawodów świata, o problemy alkoholowe. 

Z takimi słabościami, NBA pomagała walczyć. Nawet sławom z Dream Teamów. Ma do dziś specjalne programy terapeutyczne. Jednak w tej kwestii, bez nazwisk i nazw klubów. Będą niezbędne, by pokusić się o krótkie podsumowanie tego, co dotychczas wydarzyło się, w trwającym od 22 października regular season 2024/25. Oto wiodące wątki. Patrząc od góry tabeli ligi, na miejsca 1-10. Bez podziału na konferencje.

Stan po Dniu Dziękczynienia: 

CAVS: zmiana coacha dała efekt nadspodziewany. Wejście w sezon na miarę obu epok LBJ. Atkinson dostał szeroki skład i markową obronę. Wystarczyło “nie majstrować w mechanizmie”. Jedynie dać freelancing w ataku i aby zdrowie było. Mitchell i Garland poczuli ten komfort. Ławka wsparła, też procentami. A że mieli najłatwiejszy plan gier z zespołów elity… 

CELTS: wręcz happy za plecami “zajęcy” z Cleveland. Nie oni w centrum uwagi. Od dołu nikt nie napiera. Można skupić się na pracy organicznej. Testach ustawień z dwoma wysokimi. Inwestowaniu w power Quety. Płynnym powrocie KP. Pewnie, że rywale bardziej chcieli wypełnić misję “bij mistrza”, w Bostonie. Bo plan wyjazdów Celtowie mieli naprawdę easy. 

THUNDER: nadal najmłodsi, a stabilni jak weterani. Znów na fotelu lidera naprawdę Dzikiego Zachodu, który wygrywa ponad 60% starć ze Wschodem. A jeszcze nie poznaliśmy ich nowej siły. Z dwoma wieżami Holmgren-Hartenstein. Ciągle atutem fakt, że stars są u nich też roles i odwrotnie. Stąd dają najmniej celnych rzutów rywalom. Przy najniższej celności konkurencji. 

ROCKETS: fakt, że są na Zachodzie tylko za Thunder, to szok. Ale w pełni wytłumaczalny. Udoka wiadomo: coach. Powinien być mistrzem’24 z Celtami. Królowie deski. Narzucają tempo rakietowe i mają najwięcej akcji. Jak przystało na wybieganych atletów, nie shooting ich celem, ale trumna przeciwników. Morderczo zbilansowani. Z siedmioma aż z podwójną zdobyczą. 

WARRIORS: ciągle ostre tempo i bajeczne dzielenie się piłką. Nadal często po ruchomych zasłonach. Z powodów oszczędnościowych, poszli w ilość. Zrobili tym spory dym. Celem było mniej minut Stefka oraz szybkie wprowadzenie w model gry Hielda i innych nowych. Działało prawie idealnie. Przez 1.miesiąc. Ale dopadła już ich 1.bessa. Dramatem wolne… 

MAGIC: przeżyli wstrząs 0:5 po kontuzji Banchero, ale to odległe już story. Bez lidera bilans mają lepszy. Ostatnio też obronę, jakiej w NBA nie było od 6 lat. Bywa tak bez 1.punktującego. W tej roli morderczo już regularny Franz Wagner. Orlando jedynym miastem niezdobytym. Także dlatego, że Suggs kandydatem do miana 1.Defensora ligi. 

GRIZZLIES: może największa rewelacja 1.kwarty sezonu. Tym bardziej, że w więcej jak połowie występów, bez Moranta. Nauczony bolesnym doświadczeniem ostatnich lat, coach Jenkins, odważnie rotuje i korzysta z całego potencjału. Stąd 2.najlepszy atak ligi. Niemal co mecz, mają też innych liderów. Wybiegani, wyskakani, fizyczni. A tata Pippen dumny z Juniora! 

LAKERS: będący w olimpijskiej jeszcze formie nowy lider AD i “Oldest Man” LBJ, zapewnili dobry start. Mydlana opera z Bronny’m nie zaszkodziła. Na wyjazdowe 1:4 szybko reagowali, bo coacha-debiutanta wspierają mega trenerskie głowy. Ciągle poszukują 5.startowego za Russella. Brakuje głębi i to będzie boleć. Już cierpią przez kontry rywali i przegrywanie tablic. 

CLIPS: w ogóle miało ich nie być tak wysoko. Szczególnie, że Kawhi parkietu nie powąchał. W ataku godnie zastąpił go Powell. W obronie Jeff Van Gundy, nowy od niej asystent. Nawet Harden się w nią angażuje. Wystartowali na minus, bo w nowej hali mieli 0:4. Sytuacja w Intuite Dome już opanowana. Znów też, jak to oni, kontrolują tempo gry i częściej rywali. 

NUGGETS: względem Jokicia brakuje już komplementów. Jego statystyki można porównywać tylko z Wiltem Chamberlainem. Ale nawet jego potrójne zdobycze, wygranych już nie gwarantują. Boli brak Gordona. Nie jest sobą Murray, przeciętny w procentach. Okazjonalnie ratuje sytuację Westbrook. Niestety rzadziej dwaj nowi w piątce i rezerwowi.

Wojtek “Woj” Michałowicz “Basket Strefa”