Ten drugi ledwie, z cotygodniowych materiałów “do poczytania” w Strefie Chanasa, powstał po rozegraniu w nowym sezonie National Basketball Association, zaledwie 27 meczów w pierwszych 4 dniach rywalizacji. Nie ma więc mowy, o wyciąganiu zbyt daleko idących wniosków. Nie ulega jednak wątpliwości, że pod względem tak zwanego Halo Efektu, świetnie wypadli – jako trio z bilansem 3:0 spośród 30 drużyn – Lakers na Zachodzie oraz Celtics i Cavaliers na Wschodzie. W przypadku dwóch pierwszych klubów, najbardziej utytułowanych w 78-letniej historii ligi, to “powrót do przeszłości”. Bodaj od kilkunastu lat 18-krotni czempioni z Bostonu i 17-krotnie mistrzowscy koszykarze spod znaku LAL, nie byli na czele swych konferencji. Jednocześnie.
HALO WZDŁUŻ I WSZERZ
Wspomniany “efekt halo”, to zjawisko znane w psychologii i oczywiście sporcie. Polega na tym, że przypisujemy pewne cechy i atrybuty, konkretnym osobom lub grupom, na podstawie pierwszego wrażenia. Czyli w tym przypadku, pierwszych kilku występów. Jeśli atrybucja taka jest pozytywna, to względem tych docenionych tak przez nas, powstaje aureola. Czasem nawet bardzo wyraźna. Inaczej mówiąc, tworzymy wokół nich, cały zestaw dodatnich właściwości. Wcale jednak nie muszą one mieć aż tak wiele wspólnego z rzeczywistością. Ta w NBA zawiera się przecież w aż 82 meczach sezonu zasadniczego i zdecydowanie więcej niż w 16 zwycięstwach, w drodze po prymat w postseason. W przypadku Celtów efektowne wejście w 79. sezon, jest czymś spodziewanym. Przeciwko Knicks oraz w stolicy USA i Detroit, dali z miejsca pokaz – tak charakterystycznego dla nich i zapewniającego im tytuł 2024 – grania piłką wzdłuż boiska (wschód-zachód) na własnej połowie oraz istnego artyzmu w grze piłką w poprzek parkietu (północ-południe) na polu ataku. Nie tylko poprzez swingowanie. W efekcie, dzięki samym tylko trafieniem za 3, już na inaugurację byli lepsi od Knickerbockers o aż 54 punkty. W kolejnym meczu, od Wizards na wyjeździe o 30, a w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego w Motown, o kolejne “tylko” 24. Lecz starcie z mocno wzmocnionymi Pistons, było pierwszym poważnym ostrzeżeniem dla Celtics. Grając tylko ósemką (ledwie siedmiu punktowało), stracili 23-punktowe prowadzenie. Wygrali imponującym finiszem 12:0 i 18:6. Pomimo tego, że ich rezerwy były gorsze aż 22:39. To było cenne przetarcie, przed czterema z rzędu starciam w bliskiej perspektywie: w Indianapolis, Charlotte i Atlancie. Bostończycy już u progu nowych rozgrywek wiedzieli, że za mało bronić pierwszeństwa w NBA. Zdecydowanie bardziej trzeba je wywalczyć ponownie.
NIEWSKAZANY LAKESHOW
Sytuowanie Lakers przed sezonem w roli underdogs, nawet poza Top-10 Zachodu i z bilansem gorszym na koniec regular season o kilka wygranych niż w sezonie 2023/24, jawi się jako co najmniej zaniżanie ich rzeczywistego potencjału. W tym kontekście start 3:0 Jeziorowców (nazwa z krainy 10 tysięcy jezior Minnesoty z lat 1947-60) nie powinien więc stanowić zaskoczenia. Ale już to, że dokonali tego, w konfrontacjach z potentatami Wild West, już tak. Choć areną wszystkich była “już tylko ich” hala w centrum LA. Kluczem do pokonania Wolves, Suns i Kings były istotne przewagi w pomalowanym – efekt obrony wewnętrznej i kontrolowania własnej tablicy. W ataku profity z grania niskim relatywnie składem. Bez prawdziwego środkowego, lecz też startową piątką, która w poprzednim sezonie miała bilans bodaj 18:6. Tak wiele w tym ustawieniu 5:0, udoskonalonym w sensie spacingu przez w końcu coacha-snajpera i asystentów-weteranów, działało. W lepszej przestrzeni i właściwym otoczeniu, rewelacyjnie funkcjonował Anthony Davis. Jakby w olimpijskiej jeszcze dyspozycji, 3-krotnie notował z górą 30 punktów, na omal 60 procentach. Gdy trzeba było, w ataku wsparcie zapewniał wysoką skutecznością Austin Reaves i regularnością zdobyczy Rui Hachimura, a decyzjami i fantazją D’Angelo Russell. Natomiast LBJ w dwóch pierwszych grach, jakby bardziej myślał o dziejowym w końcu story z synem. Gdy ten wątek zszedł na plan dalszy, dał show przeciw Królom. Aż 113.potrójna zdobycz w karierze, z 16 punktami w ostatniej kwarcie i seria 21:0 ekipy z Miasta Aniołów na otwarcie ostatniej kwarty. Sam jednak po tym stwierdził: wystrzegajmy się tej miary heroizmu i ratowania się używaniem aż tak bardzo star power naszych weteranów!
SZARŻA NA TLE
Cavaliers mogli się pochwalić wysokimi, może nawet przesadnie, notami u progu nowego sezonu. Fakt, że za sprawą nakładów w setkach milionów dolarów, utrzymali nie tylko tercet liderów Mitchell-Mobley-Allen na kilka jeszcze lat. Odnosili ostatnio największe sukcesy, od czasów 2.ery LeBrona Jamesa w stanie Ohio. Są zespołem przyszłościowym i już teraz do oglądania. Jednak godny uwagi start – na miarę Celtics i Lakers – zawdzięczają głównie planowi gier. Mieli szczęście gościć w Toronto, podejmować Pistons i
odwiedzić Waszyngton. Na tle Raps, Tłoków i Wizards, osiągnęli 2.najwyższą średnią zdobyczą – aż 128 punktów i najwyższą skutecznością w lidze. Do tego, co mecz mieli aż 10 akcji więcej niż konkurenci, u których wymuszali po 20 strat. Jednak w sześciu kolejnych meczach, Cavs staną przeciw uczestnikom playoffs 2024. Spodziewajmy się więc nieuchronnego kresu kawaleryjskiej szarży…
Wojtek “Woj” Michałowicz “Basket Strefa”
Zdjęcie pochodzi z profilu Facebook Los Angeles Lakers