Mówią o nich „beniaminek tylko z nazwy”. Jak w pierwszej lidze radzą sobie trzy nowe zespoły?

fot. ki24.info

Noteć Inowrocław, Resovia Rzeszów i ŁKS Łódź naprawdę mocno zapukały do bram pierwszej ligi, ciesząc się z upragnionego awansu. Każda z tych ekip osiągnęła sportowy sukces. Już latem wiedzieliśmy, że na zapleczu ekstraklasy zagrają naprawdę mocne drużyny. To też napędzało machinę pod nazwą „wyrównana liga”, bo i beniaminkowie nie byli od razu skazani na krótki pobyt w rozgrywkach. Jak jest teraz?

OPTeam Energia Polska Resovia Rzeszów (16. miejsce, bilans 4-7)

Resovia swoje miejsce w walce o awans wyraźnie zaznaczyła dopiero podczas poprzedniego sezonu. Rok wcześniej dotarła nawet do play-offów, ale odpadła już podczas drugiej rundy, trafiając na Pogoń Prudnik. Z kolei w sezonie 2023/2024 ówczesna drużyna trenera Kamila Piechuckiego zakończyła rundę zasadniczą na 3. miejscu w grupie C i mogła ze sporym optymizmem spoglądać w kierunku fazy play-off.

Chwilowy kryzys nadszedł dopiero podczas serii półfinałowej, którą Resovia przegrała z ŁKS-em Łódź 1-2. To nie wiązało się jednak z brakiem szans na sportowy awans, bo takowy gwarantuje również korzystny bilans dwumeczu w ramach rywalizacji o 3. miejsce. Tak też się stało. Resovia dwukrotnie wygrała z warszawiakami i w ten sposób awansowała do pierwszej ligi.

I choć awansowała z trzeciego miejsca, to wcale nie pozostała w tyle. Latem ogłoszono, że częścią Resovii będą między innymi Kacper Młynarski i Maciej Koperski. Tak, w składzie beniaminka! Imponująco zapowiadał się również zestaw młodzieżowców – Maksymilian Formella, Kacper Margiciok i Kacper Indyk. Resovii na start rozgrywek zabrakło jednak… zdrowia. Znacząco przegrali pierwszy mecz, ale optymizmem powiało po rozegraniu pięciu spotkań. Resovia była w trakcie serii zwycięstw, aż… nadeszła seria przegranych – dokładnie trzech: z Basketem, ŁKS-em i Decką.

Niedługo później doszło do rozstania na linii Kamil Piechucki – Resovia Rzeszów. Władze klubu poszukiwały dla drużyny nowego trenera i finalnie postawiły na Wojciecha Bychawskiego. 48-letni szkoleniowiec ostatnio pozostawał bez pracy w klubowej koszykówce, ale w podobnym momencie otrzymał zapytanie nie tylko z Rzeszowa, ale i z Łodzi. Zespół pod wodzą trenera Bychawskiego rozegrał już nawet jedno oficjalne spotkanie, jednak trudno traktować je jako dobry materiał do analizy, bowiem nowy szkoleniowiec Resovii ostatnie dni spędził w Giżycku w ramach przygotowań reprezentacji Polski U18. Dopiero kolejne spotkania pokażą, jak mocno odmieni(ł) tę ekipę.

Cztery zwycięstwa w jedenastu meczach rozczarowują zapewne nie tylko rzeszowskich kibiców, ale i władze klubu. Co więcej, w najbliższych meczach niezdolny do gry będzie Wojciech Wątroba, który w niedzielę prawdopodobnie złamał rękę. Ale może to „okazja” dla innych? W teorii najwięcej do udowodnienia ma Maciej Koperski – topowy pierwszoligowiec, który raczej nie jest zadowolony z tego, jak przebiega aktualny sezon. Przyjście do Resovii Wojciecha Bychawskiego to dla niego niemała szansa za sprawą ponownej współpracy z trenerem, z którym zna się naprawdę dobrze.

ŁKS Coolpack Łódź (12. miejsce, bilans 5-6)

Beniaminek z Łodzi również jest już po zmianie trenera. W tym przypadku z drużyną pożegnał się Jarosław Krysiewicz, ale i jego syn – 19-letni Karol. ŁKS trafił do drugiej ligi za sprawą świetnej rundy zasadniczej (28-2) i naprawdę udanej przygody z play-offami. Od ŁKS-u lepsza była tylko Noteć, którą i tak łodzianie raz pokonali podczas serii finałowej.

ŁKS także znacząco wzmocnił się przy okazji awansu. Podpisano kontrakt z takimi zawodnikami jak: Alan Czujkowski, Szymon Pawlak, Marcin Tomaszewski. To oni mieli wprowadzić do zespołu mnóstwo opanowania, którego nabrali podczas poprzednich doświadczeń z pierwszą ligą. Ale i bilans ŁKS-u ucierpiał z powodu problemów zdrowotnych. Szczególne braki dotyczyły pozycji numer pięć, więc prędko zdecydowano się na transfer Oleksandra Antypova – dominującego podkoszowego. Tyle że te kłopoty dotyczyły także Norberta Kulona, który wystąpił tylko w 7 z 11 meczów. A gdy spojrzymy na pozostałe statystyki, okaże się, że tylko czterech (!) koszykarzy zdołało zagrać w każdym spotkaniu. Pech!

Łodzianie szukają swojego rytmu. Może z trenerem Piotrem Trepką przy linii bocznej? Wiadomo już, że to właśnie on ma pozostać szkoleniowcem drużyny aż do końca sezonu. Ostatnio ŁKS wygrał dwa kolejne mecze, jednak następne wyzwania będą jeszcze większe. Na horyzoncie starcia z: Miastem Szkła, Basketem i Sokołem. To będzie wyjątkowy trudny sprawdzian dla beniaminka z Łodzi.

KSK Qemetica Noteć Inowrocław (5. miejsce, 7-4)

Noteć nieco dłużej niż rywale starała się o upragniony awans. Ten był na wyciągnięcie ręki już rok wcześniej, jednak wtedy inowrocławianie przegrali z Sokołem Międzychód. Jak jednak śpiewał Mrozu: „wszystko było po coś”. Władze klubu zdołały podtrzymać zainteresowanie kibiców i raz jeszcze przystąpić do tego jakże wymagającego sezonu w drugiej lidze. Co z tego wyszło? 26-4 podczas rundy zasadniczej i skuteczne przechodzenie każdej kolejnej play-offowej serii. Finalnie możemy określić Noteć najlepszą drugoligową drużyną tego roku, co potwierdza wynik finałowej rywalizacji z ŁKS-em. Inowrocławscy kibice mieli powody do świętowania. Cierpliwość popłaca!

Mnie pierwszoligowy skład nie zaskoczył. A może inaczej – był zbudowany odpowiednio, z głową, ale trudno mi było uwierzyć, że Noteć w pierwszej lidze prześcignie Resovię. Po jedenastu kolejkach pozostaje mi uderzyć się w pierś. James Washington stanął na wysokości zadania i sprawdza się jako wyraźny lider zespołu. Mimo tego da się go zastąpić, co potwierdził mecz, w którym Amerykanina na parkiecie zabrakło, a i tak starcie zakończyło się na korzyść Noteci.

Ten sezon rozwinął także historię innych graczy. Jan Malesa, mimo kilkuletniej przerwy od pierwszej ligi, nie stracił na jakości i jest wiceliderem punktowym. Swoje dotychczasowe liczby utrzymał także Sebastian Rompa, stając się dodatkowo groźnym zawodnikiem jako strzelec z dystansu. A przede wszystkim zyskał Jakub Ulczyński, który w Noteci ma o niebo większą rolę niż w Astorii, a zaufanie trenera przekuł w świetne występy – nie tylko jako młodzieżowiec.

Noteć potrzebuje jeszcze zaufania z… trybun. Kibic inowrocławski to kibic wymagający. 7-4? „Wincyj, wincyj!”. Ja jednak konsekwentnie powtórzę swoją myśl – Noteć pozytywnie zaskakuje, a dotychczasowy wynik to coś nawet ponad stan. Tym bardziej że mówimy o jedynej (!) niepokonanej u siebie drużynie. Twierdza Inowrocław, dokładnie tak!