Mecz meczowi nierówny. Przedziwny początek sezonu w pierwszej lidze

Jest 7 października, więc za nami dokładnie 17 rozegranych spotkań. Sytuację wszystkich drużyn omówimy z Kamilem Chanasem oraz Adrianem Mroczkiem-Truskowskim w formie poniedziałkowego podcastu na YouTube, natomiast tutaj skupię się na rezultatach, które szczególnie zaskoczyły mnie przez ostatni tydzień.

Pierwszy taki mecz to starcie w Opolu pomiędzy Politechniką Opolską, a Sokołem Łańcut. Gdy dowiedziałem się, że gospodarze mieli przed tym meczem problemy zdrowotne i nie trenowali w pełnym składzie, jeszcze bardziej byłem przekonany, że łańcucianie rozpoczną sezon od zwycięstwa. A jednak. Myliłem się! Drużyna prowadzona przez Roberta Skibniewskiego wygrała ten mecz naprawdę pewnie, bo 99:85. O dziwo, trener w wyjściowej piątce postawił nie na Austina Lawtona, a na Kamila Białachowskiego, ale polski podkoszowy finalnie zaliczył bardzo udany występ. Pozytywnie zaskoczył mnie też Michał Mindowicz, którego trójki mocno zniechęcały rywali. Dobre liczby wykręcili także Jakub Kobel, Dominik Rutkowski i Patryk Pułkotycki, jednak to tacy zawodnicy, którzy przyzwyczaili wszystkich do takiego poziomu.

Może niekoniecznie zgodnie z chronologią, ale na moment przejdę już do kolejki numer dwa. Choćby dlatego, że ten sam Sokół, który w sobotę miał niemałe problemy z zatrzymaniem Politechniki Opolskiej, trzy dni później – jak gdyby nigdy nic – pokonał Astorię Bydgoszcz różnicą prawie 30 oczek. Jak?! I to bez Filipa Małgorzaciaka w składzie, a więc lidera, który za sprawą urazu wypadł z gry na nieco dłużej. Zresztą, „Asta” również zaliczyła podobny rollercoaster. Tyle że odwrotny względem Sokoła. Bydgoszczanie najpierw zdominowali Resovię podczas 1. kolejki (85:49), by już w kolejnym meczu przegrać właśnie z łańcucianami 58:86.

Druga kolejka obfitowała jednak w więcej niespodziewanych rezultatów. Za taki uznaję między innymi ten z Poznania, gdzie Enea Basket dość pewnie pokonała Kotwicę. Wśród „Czarodziejów z wydm” znów najlepszy był Filip Zegzuła, jednak to było za mało na tak grających poznaniaków. 19 punktów rzucił kołobrzeżanom Arkadiusz Adamczyk, a i Michał Samsonowicz wydaje się być w świetnej formie. Jego obecna średnia na zapleczu ekstraklasy to aż 20,5 punktu na mecz.

Pozytywnie zaskoczyła mnie również Polonia Warszawa, która pokonała „Kociewskie Diabły”. Starogardzianie mieli spore problemy z zatrzymaniem Damiana Cechniaka, ale tego akurat można było się spodziewać. Do „Cecha” dołączyli się przede wszystkim Adrian Kordalski, Przemysław Kuźkow i Jayden Coke, zdobywając w czterech 58 z 83 punktów drużyny. Dla „Czarnych Koszul” było to pierwsze spotkanie w tym sezonie, bowiem starcie ze Śląskiem Wrocław przełożono na końcówkę listopada.

Na koniec – starcie beniaminków! Nie przypuszczałem, że w niedzielny wieczór ŁKS będzie świętował zwycięstwo nad Notecią. Ten mecz był jednak był mocno wyrównany. Nie zakończył się przepaścią, a zaledwie trzypunktową różnicą (81:78). Łodzianie mogą się cieszyć, bo ich ukraiński podkoszowy chyba błyskawicznie wkomponował się do nowego otoczenia. W starciu z Notecią zanotował double-double: 21 oczek, 10 zbiórek. Znaczące były również asysty Norberta Kulona, których ten rozdał aż 11.

Czuję, że na kolejne niespodzianki, a może nawet sensacje, nie będę musiał długo czekać. W końcu na horyzoncie widać już 3. kolejkę, która ruszy w najbliższą środę. Pięć godzin (17:00 – 22:00) i aż dziewięć spotkań! Przypominają się stare czasy, gdy w ten sposób były rozgrywane niemal wszystkie kolejki w pierwszej lidze. Ale chyba za tym nie tęsknimy, prawda?