Gdyby o rezultacie piątkowego spotkania decydowała tylko i wyłącznie szerokość rotacji, to mecz od razu należałoby rozstrzygnąć na korzyść wrocławian. O dziwo! To przecież koszykarze Śląska w ostatnim czasie borykali się z problemami zdrowotnymi. Nadszedł jednak dzień, gdy trener Aleksandar Joncevski mógł sprawdzić, jak funkcjonuje jego zespół w pełnym składzie. Choć i w starciu z GTK ta rotacja była nieco specyficzna, o czym za moment.
Gliwiczanie mieli przed sobą ogromne wyzwanie. Tym razem to im dały się we znaki kontuzje, które wyeliminowały z gry i Mario Ihringa, i Martinsa Laksę. Ich minuty jakkolwiek mógłby „przejąć” Matt Milon, ale przecież i on nie jest w pełni zdrowia. Tym samym nawiązując ponownie do słów polskiego piosenkarza – los w końcu uśmiechnął się do wrocławian, którzy takich problemów w piątek nie mieli.
Trener Śląska od razu w pierwszej piątce umieścił Emmanuela Nzekwesiego, choć ten pauzował przez ostatnie cztery tygodnie. To też potwierdziło, że najwyraźniej ceni jego umiejętności bardziej niż Adriana Boguckiego. Zresztą, temat polskiego środkowego jest tu szczególnie ciekawy, bowiem Macedończyk ograniczył w piątek jego rolę do zaledwie pięciu minut na parkiecie – i to w takich niezbyt istotnych momentach. Z kolei Kenan Blackshear nie pojawił się na boisku wcale. To jedyny zawodnik Śląska, który w starciu z GTK trafił do protokołu meczowego, a nie otrzymał szansy w meczu.
W teorii gliwiczanie nie rozegrali jakiegoś fatalnego spotkania. Bezsprzecznie zabrakło im kluczowych postaci w składzie. Cieszyć może, że trener Paweł Turkiewicz pozwolił rozwinąć skrzydła młodym Polakom – Kubie Piśli oraz Kacprowi Gordonowi. Wspólnie ten duet zdobył aż 27 oczek! Obaj zawodnicy całkiem niedawno grali właśnie dla Śląska. Co ciekawe, takich postaci z przeszłością w WKS-ie było nawet więcej, bo do tego grona należy doliczyć Michała Jodłowskiego. Niewiele zabrakło, a w Hali Orbita ustanowiłby swój nowy rekord punktowy, biorąc pod uwagę występy z obecnego sezonu.
Idąc dalej w indywidualne statystyki, na wyróżnienie zasłużyli także Malik Toppin oraz Tyree Eady. Pierwszy miał w piątek ogromną łatwość zdobywania punktów, drugi zaś zaliczył najlepszy dotychczasowy mecz w barwach GTK.
Ale to i tak było za mało. Śląsk już po pierwszej połowie wygrywał 61:48. Przed zmianą stron skuteczność za 2 wrocławskiej drużyny wynosiła dokładnie 80%! Gospodarze mieli także dwa razy więcej asyst. Można śmiało powiedzieć, że systematycznie budowali swoją przewagę, bo wygrali każdą kolejną odsłonę gry.
Wśród wrocławian wszyscy gracze pierwszej piątki zakończyli to spotkanie z dwucyfrówką. Wchodząc z ławki, najwięcej dołożyli od siebie Ajdin Penava (15) oraz Adam Waczyński (10, 100% z gry). Warto pochylić się jeszcze nad grą trzech koszykarzy. Zaczynając od Jeremy’ego Senglina, który najwyraźniej w końcu odnalazł swoje miejsce. W piątek nie oddał choćby jednego rzutu za dwa, ale aż pięciokrotnie trafił z dystansu. Pięć trójek trafił także Angel Nunez, który był najlepszym punktującym Śląska. Na koniec – Justin Robinson, czyli nowy rozgrywający WKS-u. Miał 2/7 z gry, rozdał 9 asyst. I choć po boiskowych wyczynach jego poprzednika takie liczby już nie dziwią, to wobec Robinsona wrocławscy kibice mogą być póki co nastawieni naprawdę optymistycznie. Chyba że skończy jak się (niemal) zawsze.