Gdy Resovia jeszcze niedawno była w naprawdę kryzysowej sytuacji, władze rzeszowskiego klubu starały się o zmiany w składzie. Podczas jednej z pomeczowych konferencji trener Wojciech Bychawski, nieco ironizując, mówił, że do gry próbuje namówić nawet siatkarzy. Czas gonił, powoli kończyła się możliwość przeprowadzania transferów, a dostępnych koszykarzy jak nie było, tak nie ma.
15 stycznia to wśród pierwszoligowych klubów chyba znienawidzona data. Właśnie wtedy można realizować ostatnie transfery na zapleczu ekstraklasy. Ten termin obowiązuje chyba od zawsze. Nawet gdy dotarłem do archiwalnych artykułów i zapisów, to wszędzie tam widnieje… 15 stycznia. Z czego to w ogóle wynika? Na pewno jest jakaś odpowiedź. Może przy okazji wszyscy dowiedzielibyśmy się, dlaczego w ekstraklasie okienko transferowe jest otwarte nawet i dwa miesiące dłużej.
„Nuda, nic się nie dzieje” – to określenie z pewnością dotyczy sytuacji transferowej w pierwszej lidze. Jeśli są kibice, których najbardziej elektryzują właśnie zmiany w składach, to w tym sezonie musieli obejść się smakiem. Transferów jak na lekarstwo! Część klubów po prostu pokornie spojrzała w kalendarz. Astoria, WKK, Kotwica, Decka, Basket, GKS, ŁKS, Żak – te zespoły dokończą sezon w niezmiennych składach. Nawet Miasto Szkło, które głośno akcentowało chęć sięgnięcia po kolejnego gracza, nie przeprowadziło żadnego transferu.
Co u pozostałych? Bez rewolucji. Po kolei. Sokół Łańcut zareagował na problemy zdrowotne Birama Faye i aby nie ryzykować grą bez podstawowego środkowego, dla Senegalczyka znaleziono zastępstwo. Jak się okazało – chwilowe! Zawodnikiem Sokoła stał się David Rozitis, ale licznik jego występów w Polsce zatrzymał się na dwóch. Później do zdrowia wrócił Biram Faye i trudno przypuszczać, by Łotysz rozkręcił się do tego stopnia, że wygryzie Senegalczyka z rotacji.
Z kolei Noteć Inowrocław ściągnęła do siebie Huberta Wyszkowskiego. To akurat jeden z niewielu przypadków, gdy na rynku pojawił się wolny zawodnik. Transfer Wyszkowskiego to rozszerzenie rotacji wśród pierwszoligowego beniaminka. I to jakościowe! 25-latek jeszcze dwa sezony temu z identycznym trenerem dotarł aż do play-offów.
Wzmocniła się także Polonia Warszawa. Czarne Koszule „przejęły” Iliana Węgrowskiego, który nie otrzymywał zbyt wielu minut w rezerwach Śląska Wrocław. W Warszawie jego rola urosła dwukrotnie.
Do klubów posiadających w składzie aż dwóch obcokrajowców dołączyła w teorii Politechnika Opolska. Według tego, co widnieje na stronie rozgrywek, trener Robert Skibniewski wciąż może wystawić do gry Austina Lawtona. Inna sprawa, że po raz ostatni widzieliśmy go na parkiecie 28 grudnia. Później opolanie podpisali kontrakt z 25-letnim Kanadyjczykiem. To Kaosisochukwu Ezeagu, czyli ten, który najwyraźniej zastąpił dotychczasowego podkoszowego. Do Politechniki Opolskiej trafił także Miłosz Góreńczyk i to jeden z najlepszych transferów pod koniec okienka. Co prawda starszy z koszykarskich braci nie jest już młodzieżowcem, natomiast poczuł głód gry i zamienił ekstraklasową Zieloną Górę na pierwszoligowe Opole.
Drobna zmiana zaszła w Śląsku Wrocław. Według danych ze strony internetowej rozgrywek, zawodnikiem WKS-u znów jest Maksymilian Zagórski. Na razie należy jednak bazować na samodzielnych poszukiwaniach, bo 25-latek ani nie widnieje wśród koszykarzy na stronie internetowej klubu, ani nie został ogłoszony poprzez kanały w mediach społecznościowych. Wszystko to dosyć tajemnicze, choć w praktyce mówimy o zawodniku, który wraca do gry po ciężkiej kontuzji. Oby niebawem!
Trudno jednoznacznie klasyfikować transfery Trefla Sopot. Znów – bazując na oficjalnych danych – skład został rozszerzony o Bartosza Jankowskiego, Dariousa Motena oraz Mikołaja Witlińskiego. Tak, reprezentanta Polski! Do tych ruchów podchodzę jednak dość chłodno, bo raptem kilka lat temu dość podobnie prezentował się skład pierwszoligowego Śląska Wrocław, gdy do rozgrywek zgłoszono Jakuba Karolaka (22/23) i Łukasza Kolendę (21/22). Jak było w praktyce? Obaj nie zagrali. Sopocianie ostatnio faktycznie wystawili do gry Jankowskiego i Motena, natomiast ich występy nie będą przecież regularne.
Sporo zmian dotyczyło Kociewskich Diabłów. Najpierw rozstano się z Filipem Struskim, który wrócił do Sokoła Łańcut, ale tym samym uwolniono środki na nowych zawodników. Do Starogardu Gdańskiego trafił Damian Krużyński oraz Antun Maricević. Szczególnie ciekawa historia wiąże się z przyjściem Chorwata. Wcześniej dla SKS-u grał Darius McNeill. Amerykanin spisywał się świetnie! Sęk w tym, że SKS potrzebował przebudowy, więc rozgrywającego „zamieniono” na środkowego.
Transferów potrzebowała także Resovia. Zresztą, jej problem był wręcz odwrotny. Pożegnano podkoszowego, a podpisano kontrakt z obwodowym. W ten sposób w Rzeszowie wylądował Oleksandr Mishula, który od czterech spotkań nie schodzi poniżej 23 punktów na mecz. A prócz niego, w ramach wypełnienia dziury pod koszem: Mateusz Kulis i Oliwier Szczepański.
Na koniec – HydroTruck Radom, który szukał nowego rozdania. Dwóch zawodników znalazło nowego pracodawcę (Daniel Dawdo i Kacper Rojek), z kolei rotacja trenera Roberta Witki została rozbudowana o Norberta Ziółkę, Wojciecha Nojszewskiego oraz Łukasza Klawę. Wszystko po to, aby utrzymać Radom w pierwszej lidze.
W teorii – trochę się tego nazbierało. W praktyce – końcówka okienka transferowego była naprawdę nudna. Myślę, że wyczerpała się pewna formuła. Pierwsza liga to wciąż rozgrywki, w których zawodnicy spędzają wiele lat w jednym klubie. Jeśli niewielkie przetasowania połączymy z przepisem (a przez to zwiększonym zapotrzebowaniem) dotyczącym młodzieżowców, przestrzeń na zmiany robi się jeszcze mniejsza. Co więcej, jeden zespół = jeden obcokrajowiec na parkiecie. Jak w takim razie dokonać korekt w składzie? Mało kogo stać na pensję dla zawodnika, który nie gra. W takim razie trzeba najpierw rozwiązać kontrakt z poprzednikiem. I tak koło się zamyka. Młodzieżowców brakuje, pozostałych koszykarzy również, a wymiana zagranicznego zawodnika jest niemałym wyzwaniem, skoro można mieć tylko jednego. Chyba czas na zmiany.