Byli tacy, którzy już po meczu Śląska podczas Pucharu Polski zapowiadali, że to nowy rozdział, biorąc pod uwagę obecny sezon w wykonaniu wrocławskiego klubu. Tym bardziej że były ku temu podstawy. Zawodnicy WKS-u już w Sosnowcu zaprezentowali się z naprawdę dobrej strony. Zabrakło tylko – albo aż – odpowiedniego rezultatu, bo podopieczni Aleksandara Joncevskiego przegrali wówczas z Anwilem Włocławek 93:99.
Jeśli na ostatniej przerwie reprezentacyjnej ktoś mógł zyskać, to między innymi właśnie wrocławscy koszykarze. Ich drużyna w trakcie tego sezonu była przebudowywana wielokrotnie i pod różnym kątem, natomiast wydaje się, że osiągnęła całkiem docelowy kształt. Chociaż! No właśnie – podczas transmisji padła wypowiedź trenera WKS-u, który przyznał, że przecież wciąż można przeprowadzać transfery. Jak będzie? Zobaczymy.
W poniedziałkowy wieczór w Szczecinie wrocławianie zagrali jeszcze lepiej, a przez to – skuteczniej. Po pierwszej połowie mieli dziesięciopunktową przewagę, ale duże wrażenie mogła robić szczególnie ich postawa w ataku. Wykorzystywali zdecydowaną większość okazji, co przełożyło się na aż 57 zdobytych punktów do tego momentu gry. Pięćdziesiąt siedem! King co prawda odpowiadał, ale za sprawą kolejnych łatwo straconych oczek mocno się zniechęcał.
Ten poziom zniechęcenia wzrósł wśród gospodarzy chwilę po zmianie stron. Szczecińscy kibice nie zobaczyli drużyny odmienionej po przerwie, a wręcz przeciwnie – ospałej, bez rytmu. Śląsk zaliczył serię 7:0, a trener Arkadiusz Miłoszewski sięgnął po time out. Prawdę mówiąc, to wciąż nie był moment, gdy wicemistrzowie Polski wyglądali jak zespół, który może wygrać poniedziałkowy mecz. Po trzech kwartach strata do WKS-u wynosiła 17 oczek, czyli nawet więcej niż 10 minut wcześniej.
Aż wśród przyjezdnych pojawił się okres rozproszenia. Przewaga była całkiem bezpieczna, ale też nie na tyle, aby przed końcowym gwizdkiem dopisać na swoje konto kolejne zwycięstwo. Szczecinianie w końcu złapali rytm. I to na dobre! Śmiało można powiedzieć, że na chwilę lokalni kibice uwierzyli, że ich ulubieńcy wrócą do wyrównanej rywalizacji. Tak było przy stanie 75:82 dla Śląska. Na końcowym wyniku się to jednak nie odbiło. Przypomnieli o sobie: Senglin, Davis oraz Nzekwesi, choć nie wiem, czy wobec ostatniego to dobre określenie. Holender zaliczył kapitalny występ w Szczecinie! Finalnie zanotował 25 punktów (11/14 z gry) i 7 zbiórek. Najwyraźniej wraz z wygraną w konkursie trójek Adam Waczyński wygrał również zaufanie trenera, który w poniedziałek dał mu większe minuty i wystawił go nawet w pierwszej piątce.
A King? King wciąż musiał radzić sobie bez Przemysława Żołnierewicza, ale do zespołu oficjalnie dołączył Adam Brenk. Szczecinianie bardzo źle funkcjonowali w obronie, choć i w ataku nie wykorzystali odpowiednich szans. Dla przykładu – rywale pozwalali im na wiele trójek z otwartych pozycji, ale te rzuty po prostu nie wpadały. I do tego te zbiórki w ataku! Długo zapowiadało się, że Śląsk zaliczy ich więcej niż King zbiórek w obronie. Wrocławianie przez ponad 38 minut byli na prowadzeniu, mieli prawie 66% skuteczności za 2 i wygrali 102:81. Taki był mecz w Szczecinie!