Co Górnik zbudował, to King (po przerwie) zburzył. Nieprawdopodobny mecz w Szczecinie!

fot. Andrzej Romański / plk.pl

Gdybym zakończył tworzenie tego tekstu po pierwszej połowie poniedziałkowego spotkania, to budowałbym zupełnie inną narrację. Ja także powoli dopisywałem Górnikowi jedenaste zwycięstwo w tym sezonie, skuteczny rewanż za przegraną z października i coraz większe szanse na zdobycie Pucharu Polski. Ale właśnie do tego swoją grą „zachęcali” wałbrzyszanie, którzy podczas pierwszych 20 minut rywalizacji w Szczecinie spisywali się wyśmienicie.

Podopieczni trenera Andrzeja Adamka potrzebowali raptem kilku minut, aby się rozkręcić. Jeszcze na początku meczu przegrywali 7:6, ale zaliczyli serię 12:0 i wynik zrobił się zgoła inny. A to był dopiero przedsmak! Po dokładnie 10 minutach goście prowadzili różnicą 16 punktów, a z czasem przewaga urosła nawet do 24 oczek – 27:51. Za sprawą całkiem udanej – w wykonaniu Kinga – końcówki drugiej kwarty dysproporcja nie była już tak ogromna, jednak chyba wszyscy jeszcze w tym momencie byliśmy zdania, że przez 20 minut oglądaliśmy show w wykonaniu tylko jednego zespołu.

W trakcie pomeczowej konferencji prasowej trener Arkadiusz Miłoszewski zaznaczył jednak, że podczas przerwy pochwalił swoją drużynę. Ta odrobiła kilka punktów jeszcze przed zmianą stron, dając sobie nadzieję na lepszy wynik w dalszej części spotkania. I tak też było. Szczecinianie zaczęli trafiać raz za razem, a przewaga Górnika systematycznie topniała. W samej trzeciej kwarcie wicemistrzowie Polski zaliczyli sześć trójek!

Co ciekawe, King świetnie radził sobie w ataku, w pełni odrobił straty, jednak gdy nadchodziła okazja, aby objąć prowadzenie, to piłka z jakiegoś powodu nie mogła znaleźć drogi do kosza. Takich szans było nawet kilka. Ale i ta „zasada” z czasem przestała obowiązywać – dokładnie wraz z początkiem czwartej kwarty. Wtedy szczecinianie dość prędko zapracowali na aż dwucyfrową przewagę. Górnik, nawet jeśli dochodził do głosu za sprawą trafień Smitha i Gilberta, to później nie potrafił zatrzymać rozpędzonych rywali. W końcówce szukano jeszcze jakichś rozwiązań, ale czasu było zbyt mało, a strata była zbyt duża.

W ten sposób King odrobienie 24-punktowej przypieczętował ponownym zwycięstwem nad Górnikiem Wałbrzych. Powrót z takiego chwilowego kryzysu robi wrażenie – tak jak i to, że w poniedziałek udało się wygrać bez Aleksandra Dziewy i Mateusza Kostrzewskiego w składzie. Obu w domach zatrzymała grypa. A że King obecnie nie posiada podstawowego środkowego, to trener Arkadiusz Miłoszewskiego musiał korzystać z ośmioosobowej rotacji. Ta zdołała jednak wygrać – 90:81.